
Wojciech Chmielarz - Złotowłosa Zdenerwowana Urszula po kłótni z partnerem wychodzi pobiegać. Nagle zostaje zaatakowana przez coś na kształt... niedźwiedzia? To ostatnie co pamięta, gdy budzi się otumaniona w ciemnej piwnicy, a towarzyszy jej jedynie głos zmarłej podopiecznej z hospicjum...
Autor po mistrzowsku buduje napięcie swojej opowieści. Początkowo wydaje się, że to dość standardowa historia o porwaniu, ale z biegiem kolejnych stron w niezwykle przewrotny sposób zostajemy wrzuceni w sięgającą dalekiej przeszłości opowieść o zemście i obsesji - a to wszystko razem skłania do odwracania ról i pytań, kto tu naprawdę jest katem, a kto ofiarą i gdzie leży granica odpokutowania za winy.
Tutaj kluczem opowieści są bohaterowie. Fabuła, choć retrospektywna i mocna, to jednak dość minimalistyczna (oczywiście nie ma w tym nic złego), niczym wspomniana piwnica, w której zamknięta jest Urszula. Najwięcej dzieje się w portretach postaci, ich emocjach, grymasach, reakcjach czy uczuciach. Autor prowadzi z czytelnikiem swoistą grę psychologiczną, co rusz sugerując współczucie czy niechęć do innych postaci, aby końcowo ukazać, że nikt tu nie jest nieskazitelny i cała sytuacja jest sumą win wszystkich jej uczestników.
Podobał mi się odkrywany stopniowo symbolizm zawarty w tytule. Przywołane oczywiste skojarzenie z klasyczną baśnią staje się tutaj ironicznym i wymownym punktem wyjścia dla uderzająco mrocznej rzeczywistości. Tutaj Złotowłosa skądinąd również wchodzi do domu rodzinki niedźwiadków - pytanie, kto tu komu zabiera więcej i kto faktycznie pokazuje ostatecznie pazury i dlaczego...
Jestem pod wrażeniem. Ta historia zaskakuje, jest pełna wyrazistości i emocji, a losy Urszuli z pewnością na długo zapadną mi w pamięci. Polecam!