Karolina Morawiecka - Potrójny blef(2025) | Sensacja |
#czytamcolubię #recenzjaprzedpremierowa
Mili Państwo, oto "Potrójny blef", szósta już książka Karoliny Morawieckiej.
Po dziejących się w XXI wieku kryminałach z humorem i klasycznej powieści kryminalnej, przyszła kolej na kryminał retro, z całkiem nowymi bohaterami i historią, dziejący się w 20-leciu międzywojennym, w roku 1932.
Do willi Żubrynówka w Młynniku przybywa na czas nieokreślony Konstancja, córka profesora Tatarewicza.
Dla niej jest to karne zesłanie - postąpiła tak skandalicznie, że ojciec musiał ją wyekspediować jak najdalej od Warszawy, w czym pomógł mu jego serdeczny przyjaciel, profesor Henryk Żubrzyński, zapraszając ją do swego domu.
Dla mieszkającej z Żubrzyńskimi ich krewnej, hrabiny Marii Józefy Kulawiec - było to niedopuszczalne! Przecież w domu są trzy młode dziewczęta i kontakt z osobą skażoną skandalem, może negatywnie wpłynąć na ich zamążpójście!!!
Dlatego też hrabina, aby nie nastąpił kolejny skandal,
postarała się, by panny Konstancja i Helenka Żubrzyńska nie poszły na bal na zamku w Pieskowej Skale - mimo że było im to obiecane.
Ale panna Tatarewiczówna nie jest grzeczną, posłuszną panienką - jest inteligentna, pomysłowa i ma swoje zdanie.
Tak bardzo chciała być na tym balu, że po prostu wyszła przez okno, z I piętra!, zeszła na dół po pergoli i pobiegła na zamek.
Bawiła się znakomicie, a po północy, jak Kopciuszek, wróciła do domu.
I od razu natknęła się na zwłoki nieznanej sobie młodej dziewczyny, leżące w saloniku myśliwskim ...
Ewidentnie było to morderstwo, nie mogło więc obejść się bez policji, choć groziło to skandalem. Ale było też możliwe, że wszystko się ułoży, bo przydzielony do sprawy śledczy Ewaryst Grzebinoga oraz lekarz, Dionizy Porckolanko, byli ludźmi dyskretnymi i znającymi się na rzeczy - ale się nie ułożyło ...
Myślę, że autorka świetnie oddała ducha tamtych czasów, gdy trzeba było nieustannie baczyć na to co wypada, a co nie, granice wyznaczał ludzki osąd, a konwenanse były w pewnych kręgach czymś najważniejszym i lepiej było umrzeć niż okryć się hańbą ...
Jak policja miała złapać przestępcę skoro przesłuchanie, nawet w charakterze świadka a nie podejrzanego, uchodziło za ujmę na honorze, o zmarłych mówiło się tylko dobrze i wszystko musiało odbywać się tak dyskretnie by nikt niczego się nie dowiedział? ...
Odrębny temat, to sytuacja kobiet, które mimo posiadania od 1918 roku praw wyborczych wciąż nie mogły w pełni decydować same o sobie - ani o zamążpójściu, ani o założeniu spodni. Pełną wolność miały tylko w wyborze dodatków do stroju.
Czytając, serdecznie współczułam i śledczym, i młodym pannom ...
Ale w książce znajdziemy też wiadomości o ojcowskim uzdrowisku i nazwiska ludzi którzy naprawdę byli związani z Pieskową Skałą (dr Józef Zawadzki, Bobiński, Brzostowski, Car, feministka Józefa Gebethnerówna).
W ogóle jest tu cała galeria postaci wyraźnie zróżnicowanych, bardziej lub mniej sympatycznch.
Jest zwrócenie uwagi, że trzeba razem pracować dla dobra kraju, bo przy połączonych siłach efekty są lepsze.
Summa sumarum - czytanie tej książki było czystą przyjemnością!
Akcja delikatnie, ale wyraźnie przyspieszała z każdym rozdziałem, rosły emocje, coraz trudniej było oderwać się od książki.
Język i styl - znakomite, historia - ciekawa, zagadka - jest,
epatowanie okrucieństwem - brak.
A zakończenie - no cóż ...
Do końca nie odgadłam "Kto zabił?", ale to dobrze, było przez to ciekawiej.
Natomiast zakończenie w stylu sienkiewiczowskiego "Bar ... wzięty!" jest niezmiernie frustrujące!
Droga autorko - mam nadzieję, że to nie igranie z czytelnikiem, tylko zawoalowana zapowiedź dalszego ciągu!