Jak wiadomo Disney nie zamierza w najbliższym czasie wraca do pomysłu realizacji trzeciego filmu z serii "TRON". Studio oficjalnie wrzuciło projekt do kosza półtora roku temu. Nie wszyscy się jednak z tym pogodzili. I być może mają trochę racji.
W ciągu ostatniego tygodnia niespodziewanie wokół filmu "TRON 3" zrobiło się znów głośno. Stało się tak między innymi za sprawą Jamesa Gunna, który przed tygodniem wrzucił na Instagrama fotkę z pojazdem, który rozpozna każdy fan widowiska. Oto owo zdjęcie:
Z dodanego przez Gunna opisu wynika, że pojazd "w tajemniczych okolicznościach" pojawił się w jego sali konferencyjnej na terenie Disneya. A ponieważ niektórzy fani nie wierzą w zbiegi okoliczności i za prawdziwe uznają powiedzenie, że "nie ma dymu bez ognia", to chcą wierzyć, że szefowie Disneya zmienili zdanie i że są gotowi dać widowisku drugą szansę. Skoro zaś Gunn po nakręceniu "Strażników Galaktyki vol. 2" nie ma w planach reżyserskich żadnego projektu, to wierzą, że być może on sam zajmie się postawienie cyklu "TRON" na nogi. Sam reżyser co prawda szybko zdementował powyższe spekulacje. Nie byłby jednak pierwszym twórcą, który jedno publicznie mówi, a co innego negocjuje za zamkniętymi drzwiami.
Przypomnijmy, że "Tron: Dziedzictwo" trafił do kin w 2010 roku. Zarobił na świecie całkiem przyzwoitą sumkę 400 milionów dolarów. Ponieważ jednak budżet wyniósł 170 milionów, szefowie Disneya nie byli pod wrażeniem. Mimo to prace nad trzecim filmem cyklu trwały przez pięć lat, ale w maju ubiegłego roku zostały oficjalnie przerwane.
Szczegóły fabuły filmu nigdy nie zostały podane do publicznej wiadomości. Po sieci krążyły pogłoski o tym, że trójka będzie zatytułowana "TRON: Ascension". Spekulowano, że tytuł może sugerować, iż film będzie bezpośrednią kontynuacją "Dziedzictwa" i opowie o tym, jak bezcielesne istoty ze świata gier przekraczają granice światów i trafiają do zwyczajnej ludzkiej rzeczywistości.
W ciągu ostatniego tygodnia niespodziewanie wokół filmu "TRON 3" zrobiło się znów głośno. Stało się tak między innymi za sprawą Jamesa Gunna, który przed tygodniem wrzucił na Instagrama fotkę z pojazdem, który rozpozna każdy fan widowiska. Oto owo zdjęcie:
Z dodanego przez Gunna opisu wynika, że pojazd "w tajemniczych okolicznościach" pojawił się w jego sali konferencyjnej na terenie Disneya. A ponieważ niektórzy fani nie wierzą w zbiegi okoliczności i za prawdziwe uznają powiedzenie, że "nie ma dymu bez ognia", to chcą wierzyć, że szefowie Disneya zmienili zdanie i że są gotowi dać widowisku drugą szansę. Skoro zaś Gunn po nakręceniu "Strażników Galaktyki vol. 2" nie ma w planach reżyserskich żadnego projektu, to wierzą, że być może on sam zajmie się postawienie cyklu "TRON" na nogi. Sam reżyser co prawda szybko zdementował powyższe spekulacje. Nie byłby jednak pierwszym twórcą, który jedno publicznie mówi, a co innego negocjuje za zamkniętymi drzwiami.
Przypomnijmy, że "Tron: Dziedzictwo" trafił do kin w 2010 roku. Zarobił na świecie całkiem przyzwoitą sumkę 400 milionów dolarów. Ponieważ jednak budżet wyniósł 170 milionów, szefowie Disneya nie byli pod wrażeniem. Mimo to prace nad trzecim filmem cyklu trwały przez pięć lat, ale w maju ubiegłego roku zostały oficjalnie przerwane.
Szczegóły fabuły filmu nigdy nie zostały podane do publicznej wiadomości. Po sieci krążyły pogłoski o tym, że trójka będzie zatytułowana "TRON: Ascension". Spekulowano, że tytuł może sugerować, iż film będzie bezpośrednią kontynuacją "Dziedzictwa" i opowie o tym, jak bezcielesne istoty ze świata gier przekraczają granice światów i trafiają do zwyczajnej ludzkiej rzeczywistości.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
